Jak grać będąc rodzicem?

Jeśli jesteś gdzieś w wieku 20-40 lat to są duże szanse, że jesteś GRACZEM. Nie mówię tu dziś o grach planszowych, które przecież uwielbiamy, NIET. Dziś mówię o grach-grach. Grach komputerowych. Wszak obecni 40-latkowie to ludzie wychowani w epoce Comodore czy Amigi 500, kiedy to wychodziły nowe tytuły i zasadniczo było ich tak niewiele, że mozna było pograć w każdy z nich…o ile się miało do nich dostęp.

Losowe zdjęcie z internetu, które nie wydarzyło się nigdy.

Później przyszły czasy liceum ale ciągle było się pod okiem rodziców, którzy wyraźnie dawali do zrozumiernia, że nie można ot tak przesiedzieć przed komputerem od 15 do 21 dzień w dzień, więc z radością człowiek wydoroślał, przeprowadził się i poszedł na studia, a wówczas grało się ile wlezie, nierzadko do momentu kiedy to słońce zdradziecko przyczajało się za oknem, wbijało nóż w plecy i oznajmiało, że w sumie za godzine trzeba iść na zajęcia…Gdzieś w kolejnych latach wypadało zacząć jakąś pracę i wtedy dopiero przeklinało się brak czasu dla leżącego przy biurku smutnie niczym zbity szczeniaczek blaszaka. Bo (co szybko wychodziło w praniu) albo się grało po robocie i przypłacało skrajnym zmęczeniem w pracy albo wykorzystywało się równie fajną opcję życia zwaną snem.

Już wtedy myślałem, że to LEVEL HARD. Żyłem w przekonaniu, że jak pogodzę pracę, sen, życie towarzyskie, kobietę i granie to będę mistrzem, panem swojego życia, że będę niczym Wielki Przypakowany Wojownik w pełnej zbroi płytowej, dwoma mieczami w łapach (bo po cholerę mi tarcza?!) i pełnym paskiem życia, gotowym bezproblemowo splądrować każdy loch, każdy zamek i każdą jaskinię z nawet największych potworów bez jakichkolwiek oznak podwyższonego ciśnienia.

…I wówczas w moim życiu pojawiło się dziecko.

Ten jeden nowy element w mojej układance, ten jeden nowy paramentr w mojej tabeli excela, pokazał, że mój Wielki Przypakowany Wojownik to tak naprawdę li tylko chłop z pola co znalazł kij w lesie i nim tylko popędza leniwie kroczące krowy na polu. Że wszystko co było do tej pory to tylko zabawy w piaskownicy w porównaniu z tym co miało nadejść.

Początkowo nie było tak źle. Głównie dzięki temu, że Zosia dużo spała i karmiona była piersią co nie ukrywajmy jest bardzo wygodne dla faceta. Rzecz jasna nie można było sobie pozwolić na granie przez całe popołudnie od poworotu z pracy bo jakby nie było trzeba było odciążyć żonę zajmowaniem się dzieckiem, zmienianiem pieluch i myciem pupki, ale gdy mała akurat nie jadła to najczęściej spała. A wówczas również i jej matka więc można było bezkarnie coś szybciutko odpalić o ile nie trzeba było zrobić zakupów czy ogarniać bałaganu – każdy rodzic wie, że w pierwszych miesiącach życia dziecka, mieszkanie/dom nie do końca wygląda jak po wizytacji Pani Rozenek (czy już Majdan? …gubię się…).

Schody dopiero się zaczynały.

Puszczę ci maraton Smerfów, tylko nie mów matce, że całe popołudnie grzmociłem w Wieśka!

Dziecko rośnie, staje się coraz bardziej mobilne i wymaga coraz to większej atencji. W pierwszych miesiącach życia szkraba, gdy chciało się obejrzeć film czy serial, to wystarczyło wziąć dziecko na ręce i lulać przez te 1,5h (uproszczenie ale wiecie o co chodzi…).

Teraz? Cóż….obecnie jestem na etapie 3,5-letniej Zosi i myślę, że w pewien sposób udało mi się pogodzić to wszystko. Osiągnałem swoiste equilibrium pomiędzy życiem, a życiem gracza.

Rzecz jasna nie gram już tyle ile kiedyś czy tyle co moi jeszcze bezdzietni przyjaciele bo

a.) nie mam na nie czasu

b.) mam jeszcze na liście inne starsze tytuły do przejścia

c.) jakie ten nowe gry są cholernie drogie?!

d.) wszystko powyższe.

 

„No sex” incoming in 3…2…1….

W związku z powyższym wykształciłem w sobie pewne zasady, którymi się kieruję przy wyborze tytułów do grania.

 

Sen jest opcjonalny.

Z grubej rury, wiem wiem. Spieszę z wyjaśnieniem. O ile nie jesteś rodzicem olewającym swoje dziecko i nie zrzucasz wszystkiego na żonę/męża – o ile więc robisz to co powinien każdy odpowiedzialny rodzic, to pewnie masz problem z ogarnięciem się do grania. Nie wchodzi w grę pykanie bezpośrednio po pracy bo dobrze jest jednak wejść w interakcje z żoną w ciągu dnia (z różnych przyczyn, domysły pozostawiam Wam drodzy czytelnicy) i dobrze jest spędzić czas z dzieckiem, szczególnie gdy pyta “Tatusiu pobawisz się ze mną?”. Nie mogę, nie chcę odpowiedzieć NIE (no chyba, że jest coś turbo ważnego do zrobienia, shit happens).

Podsumowując, jeśli więc priorytami są dla Ciebie rodzina i obowiązki, a do tego Twoja druga połowa nie jest graczem, to trzeba sobie czas na gry odpowiednio alokować. Kiedy można.

Moim sposobem jest zmniejszanie sobie czasu snu. Oczywiście nic się nie zmieniło w ostatnich czasach i dalej do prawidłowego rozwoju i funkcjonowania potrzebujemy ok.8h snu, ale na własne ryzyko można czasami zaszaleć. Kto wie, może przyzwyczaisz swój organizm do mniejszej ilości snu i będziesz się wysypiać już po 6-5h snu! Mój tato, dyżurując w szpitalu przesypiał 3-4h dziennie! …co w sumie nie jest najlepszym przykładem bo jednak zmarł na zawał, niemniej jednak pomyśl ile miał czasu na wszystko inne!

W chwili obecnej grywam najczęściej 22-23. Jest bonus gdy Zosia zasypia o 20, a żona jest na tyle zmęczona, że też idzie spać, wtedy rzecz jasna wykorzystuję to do granic możliwości…czyli do 23…później i tak robię się senny, oczka się kleją i nie ma sensu grać dalej.

Nie przejmuj się, że to tylko godzinka, że nawet całej misji nie zdążysz przejść, czy rozegrać kampanii. Korzystaj, jeśli granie sprawia Ci przyjemność i się przy tym relaksujesz.

Wybiórczo podchodź do gier.

Nie wszystko się nadaje to takiego grania z doskoku. Tryby multiplayer są tu szczególnie upierdliwe. Pół biedy jeśli grywasz w takie World of Tanks czy jakieś fpp gdzie potyczki trwaja od kilku do kilkunastu minut i to mozna sie do nich dołączyć z doskoku. Gorzej się rzecz ma z grami zespołowymi, gdy kumple czekają już na serverze aż bedziesz mógł zagrać, gdy misja co-op jest wyjątkowo długa i wymagająca.

Swego czasu grywałem w Knights of the Old Republic, grę którą bardzo miło wspominam i jakkolwiek da się w nią pograć solo, to niestety jest tam wiele misji dosyć długich, ktorych nie da się „zapisać” i dokończyć następnego dnia. Jeszcze gorzej jeśli to misja na min.2 graczy i wtedy uzależniony jesteś od innych, a inni od Ciebie. Pauzy na multi nie klikniesz.

Graj w jedną grę naraz.

To jest bardzo subiektywne, ale dzięki takiemu podejściu szybciej będziesz mieć poczucie hmmm…satysfakcji z zaliczonej gry? Nie rozwlekaj się na 5 tytułów – chyba że grasz np. w jedną fabularną grę singleplayer i dodatkowo masz odskocznię w postaci gry multi, jakiejś szybkiej strzelanki czy czegoś w tym stylu.

Sprawdź ile czasu zajmie gra.

Jakiś rok temu zaliczyłem chyba 3 gry typu „open world” i rzecz jasna zjadły one masę mojego czasu. Był w tym również Mass Effect: Andromeda, gra którą z bólem przemęczyłem ale która mimo to pochłoniła ok.80h, tym samym na długi czas lecząc mnie z gier „open world”. Skupiłem się wówczas na innych zaległych grach, zrobiłem sobie listę tego co zawsze chciałem przejść i…zacząłem od najkrótszych! Rewelacyjnie sprawdziła mi się przy tym strona How Long to Beat na której są +/- określone czasy graczy. Ostatnio nie mam ochoty na nic co by przekraczało 20h, a grę 14-godzinną można śmiało przejść w dwa tygodnie zakładając 1h dziennie, a szybciej jeśli poświęcisz na to dodatkowo 2-3h w weekend. Mi się to sprawdza, polecam.

Oczywiście jest to subiektywne i alternatywnie możesz celowo wybrać jedną długą grę, np. GTA, Read Dead Redemption, Elder Scrolls czy Wiedzmina 3. Wtedy dodatkowo zaoszczędzisz, bo jeden z tych tytułów zajmie Ci duuuużo czasu zanim kupisz cokolwiek innego.

Nie jest lekko być rodzicem. Nikt nigdy nie powiedział, że to prosta robota. I choć to wspaniałe wychowywać dziecko, to warto czasami spędzić czas w samotności, choćby dla zdrowia psychicznego. Nawet jeśli to tylko gry.

4 komentarze

  1. Czytałem ten tekst jak by to było o mnie. Ja jestem ojcem dwójki dzieci. Pierwszy syn ponad 3 lata drugi zaraz roczek. Jak starszy miał mniej niż roczek nie było problemu aż tak z czasem. Ale teraz? Powrót do domu po 18:00 i nie ma przebacz do 22:00 jestem ja i moje dzieci aż do umycia i położenia spać. Co często się kończy, że zasypiam razem z Nimi bo po prostu wystarczy wtulić głowę do poduszki obok synka i odlatuje ze snem. Przebudzę się aby starszego przenieść do łóżka ale już tak organizm jest rozbity snem, że nie mam sił.

    Ale…
    Przeprowadziliśmy się z bloku do domu. Z części piwnicy zrobiłem biuro/game room, gdzie mam PC oraz konsolę Playstation 4 a do tego monitor 32 calowy. I to jest opcja aby zamknąć się na kilka godzin w grach ze znajomymi online (ostatnio CoD: MW remastered beta, FIFA 20 20 czy teraz Destiny 2) i stwierdziłem, że będę grał kosztem snu. Bo czas po 22:00 to zarywałem noce do 3 pijąc monstera czy kawę a pobudka o 6 rano. No źle się skończyło, bo zawroty głowy, rozdrażnienie, złe samopoczucie . Sam organizm powiedział dość, bo już nie miałem sił po 20:00 na nic. Także ostatnio zastopowałem. Robię tak, że starszy idzie ze mną do piwnicy, bierze samochody odpalam na laptopie bajki a w tym czasie godzina lub dwie moje by nabić eXPa w Fifie w Ultimate Team czy w Destiny 😉

    Ale pewnie jak naładuje się moja życiowa bateria znowu zacznę zrywać noce aż stwierdzę DOŚĆ 😉

    Pozdrawiam!

    1. 22-3 w nocy?! wow, hardcore’owo! Jak pobudka o 6 rano to nic dziwnego, że organizm powiedział „dość”! …coś kosztem czegoś! u mnie to max do 24 w chwili obecnej…chociaż są dni takiego zmęczenia, że już nie mam ochoty nawet kompa odpalać 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *