Escape Quest: Poszukiwacze Zaginionego Skarbu

Gdy niedawno sięgnąłem po mój pierwszy Escape Quest, który potrafił mnie zniszczyć poziomem trudności niektórych zagadek, miałem obawy czy w przypadku Poszukiwaczy Zaginionego Skarbu nie przeżyję powtórki z rozrywki. Czy uzasadnione?

smart

Jeśli nie czytaliście mojej recenzji cyberpunkowego Escape Questu (a powinniście!) to w krótkich słowach – gra książka z zagadkami. Bez telefonu, żadnej aplikacji, internetu – nic tylko ty, książka i moooże długopis. Wszystko owinięte w fabułę.

Czy to jest o tym o czym myślę, że jest?

Tak. Dobrze myślisz. Poszukiwacze to zupełnie inna para kaloszy niż cyberpunkowe Neodolary. Jeśli ktoś uwielbia klimaty Indy’ego Jonesa, Lary Croft czy Uncharted to tutaj znajdzie się jak ryba w wodzie!

Wcielamy się w młodego adepta Akademii Historii (archeologia?), do którego trafia pamiętnik Sarah Edison-Taylor, która to skryła cenne skarby, a naszym zadaniem jest podążanie za jej wskazówkami by je odnaleźć. Niby banalne ale jej wpisyw pamiętniku i cała „przygoda” dodają kolorytu całej książce.

Wygląd (choć nie oceniajmy po okładce!)

Mimo iż klimaty cyberpunkowe są mi bliższe to jednak Poszukiwacze mają znacznie ładniejszą w moim odczuciu oprawę graficzną. Wszystko się trzyma kupy, a rysunki czasami w kolorze, czasami czarno-białe są bardzo miłe dla oka.

Żałuję jednak potwornie, że w tej grze nie ma zdjeć. Jako młody podróżnik, zwiedzimy w ramach historii naprawdę SPORO miejsc i aż prosi się o to by opisywane lokalizacje miały dołączone jakieś zdjęcie byśmy mieli pojęcie o czym mowa – od biedy możemy je każdorazowo sprawdzić w telefonie, ale przecież to zabawa bez elektroniki nie? (EDIT: kurczę, przecież są książki w domu nie? echhh znak czasów!)

Na okładce – podobnie jak w Neodolarach – znajdują się dodatkowe elementy. Tutaj są to dwie zakładki, które pomagają nam w przejściu gry. Tak jak w poprzednim tytule, nie potrzeba tu oczywiście żadnego kleju czy nożyczek, choć nie jest to tak wymyślne jak łamacz szyfrów.

Na końcu zaś, oczywiście są podpowiedzi i odpowiedzi na każdą zagadkę – te jednak nie są zaszyfrowane jak w Neodolarach. Ba! Tutaj odpowiedzi są w pełni wyjaśnione – dlaczego jest tak, a nie inaczej!

Zagadki

Najistotniejszy element Escape Quest’ów czy w ogóle gier-książek. Jak wspomniałem na początku nieco obawiałem się poziomu zaawansowania, jednak miło się zaskoczyłem gdy okazało się, że wszystkie są do rozgryzienia. Nie to, że są jakieś banalne nawet dla 12-latka, co to to nie! Niektóre owszem, a niektóre na tyle trudne, że musiałem się posilić podpowiedziami, a czasem nawet i odpowiedziami!

…no to czemu „do rozgryzienia”?!

Mówiąc to mam na myśli fakt, iż w sytuacji gdy do „rozwiązania” zagadki musiałem przeczytać podpowiedź ORAZ (niestety) odpowiedź, wówczas faktycznie chyliłem czoła gdyż okazywało się, że zagadka faktycznie była do rozgryzienia. Poszukiwacze do chyba pierwsza gra-książka, którą do tej pory miałem w swoich rękach (a kilka ich już było), w której nie natknąłem się na zagadkę, której bym nie rozumiał nawet znając do niej podpowiedź i odpowiedź – a jest to coś dla mnie turbo irytującego gdy mam na dłoni podp./odp. do zagadki i DALEJ nie pojmuję W JAKI SPOSÓB do niej dojść. W takiej sytuacji albo ja jestem kretynem albo autor gry przekombinował. To powiedziawszy – w Poszukiwaczach tego nie doświadczyłem, więc duży plus! Fakt faktem, że to w dużej mierze zasługa wspomnianych wcześniej odpowiedzi na końcu książki, które nie tylko podają gotową odpowiedź, ale też dosłownie WYJAŚNIAJĄ zagadkę. Dla mnie extra, bo eliminuje to jakąkolwiek frustrację z niezrozumienia zagadki.

Zagadki są zróżnicowane, choć odpowiedzią ZAWSZE jest liczba. Cóż, prostota Escape Quest’ów polega na całkowitej niezależności względem elektroniki – gra nigdy nie pokieruje nas na jakąś stronę www, gdzie posłuchamy dźwięku czy obejrzymy krótki film video, w efekcie każda zagadka w ten czy inny sposób musi nam podać wspomnianą liczbę, która jest stroną na którą trzeba się udać (zagadki nie są poukładane po kolei) –  dla kogoś to zaleta, dla innego wada. Wg. mnie oba roziwązania są wporządku i nie jestem jakimś zwolennikiem jednej szkoły, niemniej oczywiście brak wykorzystania dedykowanych stron www w jakiś sposób ogranicza ilość rodzajów zagadek, jednak przyznam, że mimo to nudy przy Poszukiwaczach nie zaznałem.

Podsumowując – czy warto to kupić?

Bardzo miło mi się grało w Poszukiwaczy, a zaprezentowane zagadki były na tyle fajne, że poleciłbym ten tytuł każdemu kto chciałby rozpocząć swoją przygodę z grami-książkami. Z drugiej strony, ja już kilka przeszedłem, a mimo to zostałem miło zaskoczony Poszukiwaczami Zaginionego Skarbu, więc jest to też tytuł dla już bardziej doświadczonych entuzjastów gier-książek. Escape Quest nie jest banalny, nie jest przekombinowany, nie frustruje i stosuje fajne pomysły, których rozwiązanie daję satysfakcję.

Tak. Zdecydowanie warto kupić.

Czy dla dziecka?

Nie ma tu drastycznych elementów, żadnego horroru czy potworów. Jak najbardziej dla dziecka! Już 12-latek może dostać Poszukiwaczy w swoje ręce, jeśli nie da rady z zagadkami, zawsze może się posilić podpowiedziami i może dzięki temu zacznie bardziej kombinować z kolejnymi zagadkami!

Dziękuję wydawnictwu Egmont za egzemplarz recenzencki.

Minecraft

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *