Interaktywne książki z zagadkami znalazły we mnie klienta jakiś czas temu. Najświeższym przykładem jest Dziennik 29: Przebudzenie, czyli kontynuacja pierwszego Dziennika 29, który już recenzowałem razem z Wyprawą 1907 (polecam przeczytać tamtą reckę, gdyż nieco tam wyjaśniłem co się z czym je w interaktywnych grach książkowych).
Jako garść zagadek, jedno i drugie jest wyzwaniem, jednak nie bez wad. To co mnie najbardziej bolało w przypadku Dziennika 29 to braki fabularne (co z kolei nadrabiała Wyprawa 1907).
Czy druga część to tylko więcej tego samego?
Nie. To więcej innego. I już po przejściu całej gry wiem, że lepszego.
KONKRETY
Mamy tu ładne białe wydanie, które cieszy już z samego faktu zachowania jednakowej stylizacji, będzie wiec fajnie wyglądać obok pierwszej części. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy po otwarciu zobaczyłem 120-stą zgadkę!! …okazało się, jednak że zagadek jest w istocie 56, a ich numeracja jest kontynuacją z poprzedniej książki. Niemniej jednak rzuciła mi się w oczy pierwsza wielka zmiana – mamy tu FABUŁĘ!
Nie na zasadzie „pierwsza & ostatnia strona”, a faktyczna historia, która rozwija się w miarę postępów z zagadkami, choć nie z taką samą częstotliwością jak w Wyprawie 1907, w której po każdej zagadce czytałem nowy wpis.
Dla mnie rewelka i duży plus. Zwiększa to zdecydowanie zaangażowanie gracza/czytelnika w historię.
…A CO Z ZAGADKAMI??
Ok, przejdźmy do clou Dziennika. Jak wypadają zagadki? Cóż, dośc powiedzieć, że po dosyć wysokim poziomie poprzednich książek od Foxgames wiedziałem, że lekko nie będzie co i tak nie zmniejszyło wysiłku jaki musiałem włożyć w przejście wszystkiego. Znalazły sie zagadki dla mnie ultra łatwe jak i takie, w trakcie których musiałem sięgać po podpowiedzi ze strony internetowej…a czasami – wstyd przyznać – i po rozwiązanie. Zachowano tu system podpowiedź/rozwiązanie, choć tym razem podpowiedzi są dwie. Cieszy mnie, że system słów kluczy zachowano bez zmian i nie pokuszono się o przejście na system „zapisu” z Wyprawy 1907 gdzie uzyskane ze strony www hasła były potrzebne jedynie jako forma „wczytania” postępów innego dnia. Tutaj musimy faktycznie notować sobie uzyskane hasła, bo potrzebne będą w przyszłych zagadkach, których poziom jest – oczywiście bardzo nierówny. Jeśli więc poświęcisz 30min na drugą zagadkę, nie oznacza że trzeciej nie przejdziesz w 30s. Ma to rzecz jasna swoje plusy i minusy.
Trzeba też przyznać, że autorzy wymyślili wiele nowych sposobów rozwiązywania zagadek, więc mimo posiadanego doświadczenia z poprzednimi tytułami niejednokrotnie musiałem myśleć znowu i znowu nieszablonowo. Nie jest to więc produkt na jeden wieczór! Kupujesz więc coś co zapewni ci rozzrywkę na wiele godzin!
OPRAWA GRAFICZNA
Dziennik 29: Przebudzenie trzyma poziom graficzny cześci pierwszej co mnie specjalnie nie zaskakuje. Nie są to aż tak wymyślne ilustracje jak w Wyprawie 1907, która żywo czerpała inspiracje ze świata Lovecrafta, jednak wpisują się w klimat…co by tu powiedzieć by nie zaspoilerować?…powiedzmy „świata gry”, choć osobiście chciałbym więcej wymyślnych obrazków. Cholera to chyba jedyna rzecz do której mogę się przyczepić, a i to jest bardzo ale to bardzo subiektywne!
PODSUMOWUJĄC
Dziennik 29: Przebudzenie to kawał solidnego wysiłku intelektualnego. Twórcy wzięli to co najlepsze z części pierwszej i dodali to czego brakowało tworząc bardzo dobrą grę książkową. Wydawać by się mogło, że tego typu gra to coś na jeden raz, jednak jestem przekonany, że z pewnością do tego tytułu wrócę i przejdę go razem z częścią pierwszą po raz kolejny, bo przecież za rok, dwa z pewnością nie będę pamiętał jak rozwiązać każdą jedną zagadkę!
Ze względu na poziom zaawansowania chyba nie nadaje się dla małego dziecka, ale dla nastolatka/i czy już po prostu osoby dorosłej – jak najbardziej!
Ojciec nerd. Fan szeroko pojętej fantastyki. Od Gandaharu po Trylogię Thrawna. Entuzjasta machania mieczem świetlnym. Korposzczur.
Jakoś paragrafowe czytanki mnie jeszcze nie przyciągneły… Może trzeba spróbować..
Odpowiadając konkursowo: Byłbym Człowiek Plaskacz. Widzę że ktoś kłamie albo kręci z polityków wtedy przybywam daje mu z plaskacza i człowiek musi odejść od polityki. Może kolejny nędzie lepszy.
no teraz zobaczyłem że można zestaw wybrać to proszę 1 – to „Baker Street” mnię zaciekawiło mocno 😁
Dziennik 29 w trakcie rozwiązywania. Ten czeka w kolejce.
Jeśli chodzi o pytanie konkursowe to byłbym polskim odpowiednikiem Kapitana Ameryki. Czyli Kapitan Polska 😁 z racji tego, że w Polsce silnie zakorzeniony jest kult jednostki i ludnmusi mieć lidera za którym może podążać . Obecni nie nadają się nawet do tarcia chrzanu 😛
Jak to jest być superbohaterem w Polsce? Nijak. Zawsze można być przecież superbohaterem w Polsce, ale pamiętać, że nie istnieje jedna rzeczywistość – a ich wielość. No i muszą być ludzie potrafiący te wymiary przekraczać. Bo te wymiary, ze swoimi zagrożeniami, na bank, dzień w dzień, starają się nam uprzykrzyć życie.
Jestem więc odpowiednikiem Doktora Strange. A mówią na mnie, no wiadomo, że Szeptun.
Co potrafię?
Pozwólcie że sięgnę myślą wstecz. To zresztą, moja podstawowa zdolność, moc, dar… „Wiem, kojarzę, dostrzegam powiązania i wyciągam wnioski” – dokładnie tak. No, i jeszcze, jestem bogaty, obrzydliwie wręcz. Nie, nie byłem od zawsze – to sprawka zrządzenia losu. Podczas naszej pierwszej wyprawy, w bliźniaczym wymiarze, bardzo podobnym do naszej Rzeczywistości – zagrałem, w trzynaście partii gry, nazywanej tam „Łamaczem”. To prosta sprawa – ale wymaga szczęścia i nieco wiedzy oraz umiejętności dopasowywania do siebie słów i tworzenia z nich nowych. Kiedyś opowiem wam o szczegółach. W każdej z partii jeden z graczy fundował prezent – w dwunastym rozdaniu wygrałem klucz. Okazał się prowadzić do „Skarbca”. Takiego prawdziwego – potem, przez dobę siedzieliśmy z chłopakami i liczyliśmy monety. Pieniądze zainwestowałem i teraz już nie muszę martwić się o fundusze – wszystko kręci się samo (z delikatną pomocą międzywymiarowych zasad).
Pierwotny właściciel „Skarbca” wyzionął ducha tuż po zakończeniu trzynastej partii… Zginął z ręki Chmurnego Mnicha – skrytobójcy ze świata Labiryntu. Paskudny wymiar – krwistoczerwone niebo, zasnute grubymi, szarymi chmurami, i niezliczona ilość więzień-labiryntów. Z szalonymi i okrutnymi Minotaurami, rzecz jasna.
Chłopaki, o których wspomniałem, to moja ekipa – zwą się Gniazdo. Ale o nich to innym razem.
Jeśli więc Twoja dziewczyna została uprowadzona przez młodocianego nekromantę i w między wymiarowej świątyni próbuje złożyć ją w ofierze Pradawnym Bóstwom – lepiej do mnie zadzwoń 😉.
Od dziecka najbliżsi byli mi Venom i Wolverine, chociaż co ciekawe uwielbiałem też postać spider mana.
Moje niespełnione marzenie o samoregeneracji, odporności na upadki, po strzał z broni, czy atak mieczem to kluczowa sprawa i pomijając wszelkie nierealne magiczne zdolności, to właśnie te cechy można będzie zapewne uzyskać w przyszłości, choć zapewne nie w tak dużym stopniu jak ma to miejsce u tych dwóch superbohaterow.
W polskiej rzeczywistości dałoby mi to nieograniczone możliwości, a zwłaszcza pozwoliłoby uniknąć dołączenia do serialu samobójców niewygodnych dla władzy, oraz niepozostawienia odcisków palcy(lub nie pozostawienia niczego w przypadku Venoma), a więc uniknięcie kary przy likwidacji zloczyncow.
Pomimo indywidualnego nastawienia myślę, że odnalazłbym się w grupie, jako przywódca nowej partii i użył swych potężnych właściwości by przekonać wyborców, że mają wybór (jedyny słuszny :D).
Chetnie zaprosiłbym do współpracy innych superbohaterów, których w kraju mamy wielu, pozostają niestety w ukryciu, bo posiadają tylko dobre serce i chęć do działania, a to nie wystarczy by wprowadzić konieczne zmiany.
Jedyna nadzieja na ten moment to nasze wsparcie, bo tylko miliony ludzi mogą zastąpić jednego superbohatera z nadludzka mocą, który pewnego dnia zapewne się pojawi.
To be continued…
Ok, jesteśmy w Polsce tak? Jaka moc miała by sens by pomagać innym, ewentualnie sobie i przy okazji innym, taki antybohater 🙂 ale ok, skupmy sie na pomaganiu. Ludzie potrzebują wielu rzeczy, jak im je dasz to sami to ogarną, Przykład mamy w tym roku z atakiem wirusa, brakowało sprzętu, sami robili, brakowało masek, sami robili. Pracowali ponad ludzkie siły i to ogarnęli bez pomocy rządu. W myśl starego porzekadła „daj człowiekowi rybę to ja zje i znowu będzie głodny, ale daj mu wędkę to nauczy się łowić i nigdy głodu już nie zazna” został bym Mr. DE to skrót od Mr. Duplicating Everything. Powielał bym wszystko co ludzie by potrzebowali by sami mogli stać się bohaterami. Oczywiście powielał bym w granicach rozsądku, wiadomo, wielka moc wiąże się z wielką odpowiedzialnością. Ale czasem też zduplikował bym coś dla siebie. Wiadomo, z samego bohaterowania człowiek rachunków nie opłaci, a tu jeszcze rodzina, żona, dzieci, pies i kot. Energia do mocy? Oczywiście z kosmosu, tam pełno tego lata no i jak na razie nie ma planu się wyczerpać 🙂 Jak by ktoś pytał jak to dokładnie działa, to jest odpowiedź jedna po której nikt dalej pytać nie będzie, to fizyka kwantowa 🙂 Tak więc Mr.DE pomoże 🙂
Jakim chciałbym być superbohaterem i jak to jest być bohaterem w Polsce? Moim zdaniem to nie jest tak, że dobrze, czy nie dobrze, gdybym miał powiedzieć co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym że ludzi, ludzi którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam, co ciekawe to przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie, chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości nawet pozornie uniwersalne bywa, że nie znajduje się zrozumienia, by tak rzec, które pomaga nam się rozwijać, ja miałem szczęście by tak rzec, ponieważ je znalazłem, dziękuję życiu, życie to śpiew, życie to taniec, życie to miłość, wielu ludzi pyta mnie o to samo, skąd czerpiesz tą radość, a ja odpowiadam to proste, to umiłowanie życia, to właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład masuję ludzi, a jutro kto wie, dlaczego by nie oddam się pracy społecznej i będę od choćby wypełniać PITy. Me imię superbohatera to Masażus PITus Wypełniaczus Maximus, żadna papierkowa robota mi nie straszna w tym kraju a i pomasuję przy bólu karku lub pleców 😀 ! Wysyłajcie mi już znak na niebie! A przybędę rychło! (jak tylko NFZ pozwoli xD)