…o The Expanse słów kilka…

Tom 9. Upadek Lewiatana (Leviathan Falls”

Jeśli drogi czytelniku/czytelniczko lubisz sci-fi, a nie zapoznałeś/aś się jeszcze ze światem stworzonym przez duet Daniela Abrahama i Ty Francka to naprawdę gorąco do tego zachęcam. Zaplanuj „Przebudzenie Lewiatana” by było twoją kolejną książką w kolejce. Gwarantuję, że zaraz po tym sięgniesz po tom 2.

W samej końcówce zeszłego roku wydano finalny 9 tom historii, więc z miejsca możesz przeczytać całą ukończoną serię! To o tyle ciekawe, że oboje autorzy mają na swoim koncie współpracę z Georgem R.R. Martinem. Tego samego, który JESZCZE nie ukończył swojej sagi  – Pieśni Lodu i Ognia, a które już zostało zakończone na HBO. Abraham zaadoptował kilka nowel Martina na wersję komiksową, a Franck był osobistym asystentem Martina.

Szczęśliwie cała seria trzyma poziom przez wszystkie 9 tomów. To nie karuzela jakości, to lot zajebistości zakończony w świetnym stylu.

Może zacznij od serialu?

Jeśli nie masz jeszcze przekonania, to zacznij oglądać serial The Expanse (obecnie na Amazon Prime). Dosłownie dziś wypuszczono ostatni odcinek tego serialu. Ostatni ever. Po 6 sezonach Amazon zamyka serię. Nie jest to koniec całej osi fabularnej. Teoretycznie zostały do nakręcenia jeszcze 3 książki, więc serial stety-niestety nie zamyka NA SIŁĘ wszystkich wątków fabularnych. Jeśli te chcielibyście poznać to trzeba sięgnąć po papier. Polecam „dla próby” obejrzeć I sezon serialu. Jeśli Wam podejdzie to przeczytajcie pierwsze dwie książki, tak by książkowo zawsze być do przodu względem serialu, który jest świetny. Zgadza się z tym większosć fanów serii. Są tacy co określają to mianem „Gry o Tron w kosmosie” ale o ile serial jest w miarę wierny książce (w odróżnieniu od GoT) o tyle żałuję, że wciąż zbyt mało osób w ogóle wie o The Expanse.

Obie wersje świetnie się uzupełniają, bo o ile książkowe postacie są imho lepsze, o tyle serial lepiej ukazuje świat dookoła. Autorzy nie do końca rozpisują się na temat jak wygląda każda jedna ściana, stacja czy statek. To wszystko WIDZIMY na ekranie telewizora.

W The Expanse znajdziecie fenomenalne realistyczne postacie (w większości przypadków genialnie odtworzone na ekranie), super historię dotykającą całej ludzkości i jakby nie było o naszym „podboju” kosmosu.

Jaki jest świat The Expanse?

Tom 7. Wzlot Persepolis (Persepolis Rising)

Daleka przyszłość. Rok nie ma znaczenia, wyobraź sobie na tyle daleką przyszłość, że całe pokolenia już rodzą się na Marsie, bo od pokoleń trwa jego terraformacja. Jeszcze nie da się oddychać i czmychać wesoło po czerwonym piasku, a ludzie żyją w podziemnych miastach. Jest to jednak na tyle rozwinięte społeczeństwo, że Mars zaliczył już z Ziemią jedną wojnę o niepodległość. Ciągle jednak zazdrości Ziemi powietrza i zasadniczo trwa swoista Zimna Wojna, w której każdy pilnuje drugiego. Mars ma nowoszesną flotę, ale Ziemia ma jednak większą siłę ognia. W tym wszystkim są jeszcze Pasiarze, bo całe miliony ludzi żyją na licznych stacjach zbudowanych w pasie asteroid i na księżycach w Układzie Słonecznym.

No właśnie, bo w The Expanse nie jesteśmy galaktyczną siłą niczym w Star Trek, nie ma jakiegoś ultranowoczesnego napędu jak na U.S.S. Enterprise czy w Sokole Millenium. By przelecieć z Ziemi na stację w Pasie trzeba po prostu wejść na statek i przygotować się na długi lot. Owszem nowinką jest tu tzw.Napęd Epsteina, który pozwala na utrzymanie ciągłego ciągu, ale to i tak nie zmienia faktu, że o ile nie masz na statku masy żarcia, wody i powietrza, to pewnie prędzej umrzesz z głodu nim dotrzesz na Marsa.

Realizm?

To jest jedna z rzeczy którą mnie po prostu The Expanse kupiło. Związek z nauką to m.in. ograniczenia związane z grawitacją i odległościami. Nie ma tu biegania po statku. Po ISS też nikt nie biega.

Tom 8. Gniew Tiamat (Tiamat’s Wrath)

Statki w The Expanse zbudowane są niczym nasze ziemskie wieżowce. Dziwne nie? Zarówno Star Trekowe statki czy nawet Gwiezdny Niszczyciel Vadera to bardziej nasz horyzontalnie zbudowany, morski niszczyciel niż Pałac Kultury, więc o co chodzi? A czy wieżowiec nie przypomina ci przypadkiem wielkiej rakiety? To teraz do tego wieżowca podłącz wielki silnik na spodzie i jeśli ten będzie działał non-stop to utworzy się sztuczna grawitacja i wszyscy zwiedzający nasz Pałacyk Kultury poczują delikatne przyciąganie do podłogi. Trochę w podobny sposób gdy ty czujesz docisk do fotelu samochodowego gdy ten mocno przyspiesza.

Druga rzecz to wspomniane już odległości. Gdy dochodzi do walk kosmicznych statek vs. statek to nie przypomina to w ogóle tego do czego przyzwyczaiły nas Gwiezdne Wojny. To nie latanie blisko siebie i strzelanie niczym podczas II Wojny Światowej. To raczej strzelanie do siebie rakietami z odległości dziesiątek i setek tysięcy kilometrów. Nudne? Wcale nie. Duet Frank & Abraham stworzyli jedne z najlepszych – o ile nie najlepszych – bitew kosmicznych! Również serialowe walki nie mają sobie równych i biją niejeden FILM.

Donnager – jeden z najwiekszych niszczycieli w świecie The Expanse

No i są w tym wszystkim Obcy/Ufo/Kosmici…w jakiej formie to tego już nie zdradzę. Zachęcam więc gorąco do serii, a ja tymczasem dziś po położeniu dzieci wciągnę ostatni już odcinek najlepszego serialu scifi…

Leviathan Wakes – wersja.ang

Przy okazji – fantastyczne grafiki które w tym wpisie widzicie to okładki polskich wersji książek The Expanse (wyd.MAG). Autorem tych okładek jest Dark Crayon, Polak i tych okładek zazdroszczą nam fani Expanse na całym świecie! Obok dla porównania – oryginalna wersja pierwszej części cyklu.

2 komentarze

  1. Czytanie lub oglądanie przed… czy po?

    Kiedyś byłem zwolennikiem wersji „Najpierw czytaj książkę bo lepsza, potem serial” lub też „najpierw czytaj książkę bo po serialu/filmie bedziesz czytajac ksiazke widzial przed oczami wyobrazni postacie narzucone przez ekranizacje”. Po latach jednak stwierdzam… Hmmm zdecydowanie wole odwrotnie. Teraz wole najpierw obejrzec serial i cieszyc sie nim poniewaz bez skali porownawczej jest spora szansa ze dostarczy mi duzo pozytywnej rozrywki… a nastepnie siegne po ksiazke i mozliwe ze bedzie JESZCZE LEPSZY… wiec zamiast najpierw miec wrazenia „super ksiazka!” a potem „yhhh ksiazka zrobila to lepiej, tamto lepiej, i w ogole serial sie nie umywa” bede mial „O zajebisty serial” followed by „O ksiazka jeszcze lepsza czad”. Kolejna sprawa jest to co wczesniej wspomnialem… czy to źle że czytajac o Avasarali bede mial od teraz przed oczami Shohreh Aghdashloo i słyszał jej głos?

    Serial i ksiązka pewne rzeczy rozwiazaly inaczej. Pewne rozwiazania w ksiazce podobaja mi sie bardziej, inne w serialu. Tak jak w przypadku Fight Clubu nie powiem co lepsze – serial czy ksiazka. Obie produkcje na tyle sie roznia, ze warto zaliczyc obie.

    1. Nie mam nic przeciwko narzuceniu twarzy z serialu postaciom książkowym, i tak wyobrażam sobie zazwyczaj jakiegoś aktora/aktorkę 🙂 tak to problem z głowy 🙂
      Generalnie kwestia indywudialna co pierwsze przerobić. Masz rację, że PO serialu można się miło zaskoczyć książką, ale też ryzyko że to już nie będzie tak poruszało gdy wie się co się zaraz stanie – kwestia bardzo indywidualna, nie ma idealnego rozwiązania. Ale oczywiście masz rację, zarówno serial jak i książka zrobiły SWOJE – zresztą moim zdaniem bardzo dobrze i jak mówisz – warto zaliczyć obie wersje 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *