LIMBO, czyli wielki comeback wspieraczkowej ściemy

Raz po raz na wspieraczkach pojawiają się ciekawe projekty. Jedna są takim hitem, że fundują się w dzień, inne walczą do samego końca by osiągnąć podstawowy próg, a jeszcze inne nie dobijają nawet do 50%. Wśród każdej z tych grup znajdą się również oszustwa. Niestety.

Ktoś wpada na jakiś pomysł bez zamiaru jego realizacji, tylko po to by porobić kilka ciekawych grafik i/lub filmików reklamowych. Wystarczy wrzucić to na wspieraczkę i zmyć się z kasą tłumacząc wszystko „trudnościami w produkcji”. Wielu niestety zapomina, że taki Kickstarter to nie sklep i samo podanie numeru karty kredytowej wcale nie gwarantuje otrzymania produktu. Przez długi czas myślałem, że padłem ofiarą takiego właśnie oszustwa.

Na kampanię LIMBO trafiłem całkowicie przypadkiem. Lubię „bączki” i wszelkie tego typu biurkowe, minimalistyczne gadżeciki i myśl posiadania bączka, który kręci się przez długie godziny bardzo mi podeszła. Nie kosztowało to co prawda $10 ale też nie $100. Zaryzykujmy, przecież twórcy twierdzą, że mają już wszystko obcykane, prototyp kręci się ideolo, trzeba tylko wyprodukować tego więcej. Jak zwykle to bywa, mnóstwo update’ów w trakcie kampanii, chuczne „DZIĘKI” po jej zakończeniu i czekanie… na kolejny update, których było coraz mniej. Witamy w typowej kampanii wspieraczki, gdzie twórcy zapadają się pod ziemię i aktualizacje wrzucają raz na 2-3 miesiące.

Ekipa od LIMBO zebrała $1 196 033 USD. Kampania zaczęła się jakoś we Wrześniu 2018. Jakoś równolegle na Kickstarterze.

Swoją drogą…
Drodzy twórcy kampanii wpieraczkowych. Nauczcie się w końcu szanować wspierających. Brak aktualizacji w temacie produkcji/wysyłki/postępów/trudności jest turbo frustrujący. Czy tak trudno napisać choćby 2 zdania raz na miesiąc? Kolejna sprawa – nie sprzedawajcie wyprodukowanych egzemplarzy w sklepach/na targach/gdziekolwiek bądź, dopóki wspierający nie otrzymają swoich egzemplarzy. Takie zagranie jest niczym splunięcie w twarz.

…ale wracając do LIMBO…

Podczas pandemii każdy kolejny update (jak już się pojawił) informował nie tyle o postępach w produkcji, co po prostu o problemach i nawet o tym, że trzeba całość zaprojektować od zera. Ludzie sfrustrowani, w końcu wywalili na to kasę, a wszystko wskazywało na to, że to po prostu kolejna ściema. Twórcy skąpymi update’ami mydlą oczy, co by nikt ich nie zaskarżył (tak jakby to się w ogóle mogło udać).

Aż w końcu pojawił się update dot. wysyłki! Po blisko 4 latach. Turbo szok dla wszystkich. Dla mnie również. Już jakiś rok temu położyłem kreskę na tym projekcie i na swojej kasie.

LIMBO dotarło.

A w paczce dokładnie to co obiecano. Ładne, estetyczne opakowanie, w środku LIMBO z ładowarką. Wyjęcie elektronicznego silniczka z LIMBO nie jest banalne bo całość jest śliska, ale do zrobienia. Maksymalne naładowanie trwa godzinkę. Zamykamy całość i puszczamy.

Działa? …Działa!

Czy kręci się 4+ godzin jak reklamowano? Absolutnie nie! Mój rekord to jakoś 3,5h co i tak jest imponującym wynikiem i nie mam żalu o te 30 minut.

W każdym razie i tak robi wrażenie, że kręci się tyle czasu. Mój zrobiony jest z aluminium i pewnie rzucony na glebę zaliczyłby jakieś wgięcie, więc zakładam, że trzeba się z nim obchodzić jak z jajkiem. W końcu w środku jest cała elektronika. Dla porównania mam bączek Foreverspin zrobiony ze stali nierdewnej i to jest solidny kawałek metalu, który wiele razy padł na glebę i trzyma się cało.

Co tu dużo mówić, to nie recenzja nowej Tesli, tylko bączka, który ma się li tylko kręcić. Długo.

Kampania wspieraczkowa do specjalnie udanych z pewnością nie należała, komunikacja – leżała całkowicie. Nie wiem ile z tego co ekipa Fearless pisała w update’ach było prawdą, ale miło jednak dostać produkt.