Robin z Locksley (Robin Hood) – bohater średniowiecznych angielskich legend ludowych, którego faktyczne istnienie nie zostało potwierdzone przez źródła historyczne. Podania głoszą, że wraz z kompanami zamieszkiwał w lesie Sherwood i walczył przeciw despotycznemu szeryfowi z Nottingham. W większości legend o Robin Hoodzie jest on ułaskawiany przez powracającego do ojczyzny po długiej nieobecności króla Ryszarda Lwie Serce.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Robin_Hood
Powiadają, że każde pokolenie ma swojego Robin Hood’a. Nie inaczej jest ze mną – jak większość ludzi wychowanych w latach 80’tych mam swojego Robina. Do tej pory uważam, że najlepszego Robina dał mi serial Robin z Sherwood. Scenarzysta Richard Carpenter wraz z producentem Paulem Knightem w ciągu trzech lat (1984-1986) stworzyli liczącą 25 odcinków serię. Do dziś jedyny słuszny serial, który wszelkie alternatywy zmiata z powierzchni Ziemi, nawet się przy tym nie męcząc.
Jak jest z Robinem w wersji planszowej ?! Zanim wpadł nam w ręce Robin z Locksley, to naszym rodzinnym hitem gier bez prądu w klimacie Robin Hooda był Szeryf z Nottingham. Nawiasem mówiąc – idealna gra do nauki kłamania i kombinowania podczas procesu wychowywania dzieci 😉 Pytanie tylko, czy nasz nowy nabytek go zdetronizuje, czy będzie godzien stać na półce obok niego ? Sprawdźmy to więc !
Zmagania złodziei.
Robin z Locksley to kolejna gra w dorobku Uwe Rosenberg’a. Tak, dobrze myślicie – to Ten Pan od Fasolek i Nova Luna, która ostatnio podbija serca polskich graczy. Dobra, zaraz ktoś mi tu przypomni – Hunter, ale jeszcze jest Reykholt ! Powinniście wiedzieć, że my ją liczymy jako wypadek przy pracy Pana Rosenberga. Nie lubimy o niej wspominać 🙂
Rozgrywka.
Na początku musicie wiedzieć, że jest to dwuosobowa gra, rozgrywana na modułowej planszy, oparta na mechanice zbierania kolekcji. Przygotowanie do rozgrywki jest banalnie proste. Zasady okazały się na tyle proste, że po kilku minutach czytania instrukcji mogliśmy spokojnie przystąpić do rozgrywki.
Jako gracze będziecie zbierać kafelki łupów poruszając się figurką Robina po obszarze gry. Wasze tury rozgrywane będą na zmianę. Robin zawsze będzie się poruszał podobnie jak konik w szachach. Jego ruch przypominał będzie kształt litery „L”. Dodatkowo w swojej turze będziecie mogli się poruszyć pionkiem Minstrela. Minstrel może poruszać się zgodnie z ruchem wskazówek zegara w dowolnym momencie podczas tury gracza. Zrobicie to przez przekupienie go i zapłacenie mu 1 złotej monety lub przez wypełnienie zadania z toru kafelków sławy.
Kiedy kończy się gra.
Wasza rozgrywka kończy się natychmiast, gdy jeden z Minstreli zdubluje drugiego na torze wyścigu. Aby zdublować drugiego gracza trzeba Minstrelem wykonać pełną pętle toru i ponownie wyprzedzić Minstrela przeciwnika. To jest pierwszy warunek zwycięstwa. Ponieważ jeśli nie dojdzie do zdublowania, wygrywa ten gracz, który pierwszy wykona dwa pełne okrążenia toru i wykona zadanie na kafelku „niech żyje król”.
Podsumowując.
Przyznam się, że gra na początku kupiła mnie tematem i dobrym wyglądem. Wszystkie kafelki wykonane są solidnie, grafika na kafelkach też dobrze się na nich prezentuje. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić już tak absolutnie na siłę, to brak nawet prowizorycznej wypraski w pudełku. Sama instrukcja napisana przejrzyście, nie sprawi ona nawet początkującemu fanowi problemów. Trafiło się w niej kilka literówek, ale można na to przymknąć oko. Wolę małą literówkę niż po przeczytaniu instrukcji nie wiedzieć, o co chodzi w grze 🙂
Bardzo spodobało mi się wprowadzone rozwiązanie, które pozwala nam wpływać na długość rozgrywki. Wystarczy, że po bokach toru wyścigu zamiast trzech kafelków sławy damy dwa dla skrócenia rozgrywki. Natomiast jeśli chcemy ją wydłużyć dajemy zamiast trzech cztery kafelki sławy. Proste i takie fajne.
Kolejnym fajnym zabiegiem było wprowadzenie do rozgrywki dwóch rodzajów kafelków. Istnieją kafelki dzienne (łatwe) oraz nocne (trudne). Pozwalają one balansować stopień trudności rozgrywki. Właśnie sama rozgrywka przypominała mi szachy, ponieważ rozsądnie jest planować wasze ruchy z wyprzedzeniem. Dlatego wiele osób mi mówiło, że gra jest prosta do zrozumienia, ale niekoniecznie trywialna do grania.
Okazuje się, że Uwe dał nam kolejną fajną rodzinną grę. Polubił ją mój syn i moja lepsza połowa do tego stopnia, że ani razu nie udało nam się z nią wygrać 🙂 Podsumowując: Robin z Locksley jest bardzo przyjemną grą, którą warto się nie tylko zainteresować czy zagrać, a może nawet zainwestować w nią. Myślę, że wydawnictwo Moria Games, które jest stosunkowo młodym wydawnictwem na naszym rynku dobrze zrobiło wybierając właśnie ten tytuł. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć im kolejnych tak dobrych wyborów. A ja kończę, bo czas dokopać mojej ekipie. Przecież nie mogę cały czas w tym domu przegrywać 😉
Czy gra jest odpowiednia dla dzieci? Jak najbardziej, uczy myślenia strategicznego i planowania.
Czy są treści kontrowersyjne? Nie
Tytuł: Robin z Locksley
Autor: Uwe Rosenberg
Ilustracje: Maren Gutt
Wydawca: Moria Games
Wiek: 10+
Liczba graczy: 2 graczy
Czas: 30 – 45 minut
Serdecznie dziękujemy! Egzemplarzem recenzenckim wsparło nas wydawnictwo
Nałogowy gracz komputerowy, fan gier fabularnych i planszowych, mol książkowy oraz fan komiksów Marvel’a, DC. Szczęśliwy Ojciec 🙂 po prostu NERD