Najnowszy film Denisa Villeneuve’a – DIUNA – wreszcie wylądował w kinach i bardzo dobrze, bo mimo kilku tytułów marvel’owych to własnie na TEN film czekałem najbardziej. Oczekiwania były ogromne, choć spałem spokojnie bo Denis mnie do dziś nie zawiódł. Ma na swoim koncie m.in. fenomenalny Arrival (u nas jako Nowy Początek), Blade Runnera 2049 (imho lepszy niż oryginał) czy świetne Sicario.
Czy z seansu wyszedłem zadowolony czy może zapomniałem o nim już w drodze do domu?
Mój background
Słowem wstępu powiem, że książki nigdy nie czytałem. Cała moja znajomość Diuny opiera się na obejrzeniu w czasach dzieciństwa Diuny Davida Lyncha (1984), wciągnięciu późniejszego serialu i pykaniu w grę Diuna II. Jako ciekawostkę powiem, że ten pierwszy film jest niechętnie wspominany przez jego reżysera, a krytycy ponoć wówczas zjechali tę ekranizację – cóż, ja byłem dzieciakiem i mi się mega podobało. Poniżej trailer.
Jak na tym tle wypada wersja 2021? To że coś jest nowsze nie oznacza, że będzie lepsze (patrz RoboCop, Gwiezdne Wojny, i wiele wiele innych…).
Wrażenia, oj wrażenia…
W dużym skrócie – jest rewelacyjnie. Jest fantastycznie. I nie, to nie sarkazm. Denis dostarczył piękną ekranizację, która wizualnie powala. To co widzimy na ekranie nie gwałci naszych oczu drąc się w niebogłosy „CGI!!!!”. Ja wiem, że oglądanie Avengersów jest spoko ale co by nie mówić to to co tam widzimy to jednak kolorowy festiwal efekciarstwa. Arrakis, czyli planeta na której się rozgrywa większość fabuły to niby tylko pustynia, ale wypełniona elementami przeniesionymi z powieści Franka Herberta (autora powieści).
Muzyka Hansa Zimmera również idealnie dopełnia klimatu. W kinie byłem tydzień temu, a jeszcze pamiętam główny motyw muzyczny. Soundtrack Diuny jest w moim osobistym rankingu bardzo wysoko, tuż obok właśnie Blade Runnera 2049.
Aktorsko wszystko jest tip top, każdy jeden aktor jest przekonujący, a mamy tam same perełki! I to nawet nie w pierwszoplanowych rolach ale tych drugoplanowych! Stellan Skarsgard, Javier Bardem, Josh Brolin czy Charlotte Rampling! Jest genialnie.
Tylko ostrzegam…
DIUNA jest DŁUGA, bo trwa 2,5h. Czasami tak długi seans potrafi zmęczyć i doprowadzić do bólu tyłka. Mimo to w Diunie nie uświadczyłem ani chwili dłużyzny. Ten film trzeba zobaczyć. Nawet jeśli nie za bardzo lubisz sci-fi (a można tak?) to warto to obejrzeć. Frank Herbert wydał Diunę w 1965 i była ona inspiracją dla bardzo wielu twórców sci-fi, w tym dla George’a Lucasa.
Jeśli nie chcesz to nie musisz oglądać tego w 3D. Osobiście nie lubię okularów na oczach. Wybierz spory ekran, idealnie IMAX, ale jak nie to trudno. Grunt by w kinie bo tam też dostaniesz po uszach POTĘŻNYMI basami, które wzmacniają efekt.
Polecam Diunę. Bardzo. Pamiętajcie tylko, żeby nie było rozczarowania – że to tylko połowa historii. Pierwotna ekranizacja Lyncha pokryła całą powieść, jednak Denis Villeneuve warunkował swój udział w projekcie podziałem historii na dwie części – wg.niego nie da się w pełni oddać książki ściskając ją w jednym seansie. I mimo iż nie czytałem jej – to myślę, że miał rację, bo całość naprawdę sporo zyskuje w porównaniu z wersją Lyncha.
Część druga zapowiedziana jest na 2023. To kupa czasu, więc jeśli do tego czasu będziecie chcieli poznać resztę fabuły to w oczekiwaniu sięgnijcie po książkę lub…obejrzyjcie wersję z 1984, do czego gorąco zachęcam 🙂 Film stary, ale ma swój urok!
PS. Jeśli po seansie mocno wkręcicie się w klimat Arrakis to polecamy Diunę Imperium – nasza recka TUTAJ!
Ojciec nerd. Fan szeroko pojętej fantastyki. Od Gandaharu po Trylogię Thrawna. Entuzjasta machania mieczem świetlnym. Korposzczur.