Wonder Woman dumnie stoi na klifie, patrząc daleko w horyzont. Jedna ręka na biodrze, druga na mieczu. Ja byłem pierwsza – powiedziała na głos. – Były wzloty i upadki ale ja był… – słowo się urwało bo została nagle zepchnięta z klifu. To Carol Danvers. Cpt.Marvel. Nudzą ją takie gadki.
Dużo wody upłynęło…
Marvel po 10 latach wypuścił wreszcie w świat swój pierwszy tytuł w pełni skupiony na superbohaterze płci pięknej. Nie żeby musieli długo szukać, mają ich od cholery do wyboru w universum komiksowym. Też nie można powiedzieć, że brakowało im odwagi – jakby nie było, zanim DC w ogóle wprowadziło kobietę u siebie, Marvel przedstawił nam gadającego szopa. Jaj im nie brakuje.
Był to pewnie efekt długoletniego, sukcesywnie wprowadzanego w życie planu, dzięki czemu wszystko skleja się w całość. Ja uważam, że dobrze postąpiono wprowadzając ją tak późno. Cpt.Marvel to trochę taka kobieca Supermanka, dosyć overpowered, co jest niestety moim zdaniem problemem universum DC. Jak zrobić dobry, ciekawy film z postacią, która jest tak potężna, że potrafi setki wrogów położyć własnoręcznie?
Ale czy na Captain Marvel warto iść do kina?
Uważam, że warto. Szczególnie jeśli chcecie być na bieżąco z fabułą gdy pójdziecie na Avengers Endgame (nie oszukujmy się, wszyscy pójdziemy).
Jest to całkiem zgrabne origin story, które potrafi fabularnie zaskoczyć nawet tych co znają komiksowe wcielenia Cpt.Marvel. Po raz pierwszy mamy zapowiadanych od dawna Skrulli, którzy są dużą częścią komikoswej serii Marvela i wyszli oni całkiem spoko.
Nie ma tu co prawda wielkich bitew jak w Czarnej Panterze, ani nie jest to może aż tak naładowane energią jak (wówczas) świeży Iron Man, ale przy tym jest zabawne i ciekawe. Może nie myślę już o pójściu na to po raz drugi, ale z pewnością wciągnę jak tylko wyjdzie na DVD.
Brie Larson swoją robotę wykonała moim zdaniem nieźle i mimo internetowego hejtu bazującego na li tylko trailerach – wcale nie jest postacią bez wyrazu, niezdolną do uśmiechu, ba! Prawie połowę gagów dostarcza właśnie ona!
Całość ma miejsce w latach 90’ i znajdziemy tu kilka smaczków, którymi się tamte czasy charakteryzowały, ja jednak żałuję, że jest ich tak mało. Nawet utworów muzycznych z tamtych lat jest chyba tylko trzy i nie są aż tak mocno wyeksponowane jak muzyka w Guardians of the Galaxy gdzie soundtrack był niemal kolejnym bohaterem filmu.
Rewelacyjnie ogląda sie Samuela L. Jacksona w roli odmłodzonego Nicka Fury. Ekipa od efektów specjalnych dała radę i wygląda on bardzo przekonująco. Sceny z jego udziałem są fantastyczne, buzia mi się ciągle uśmiechała ale tu się biję w pierś bo ze mnie SLJ-fanboy… Jest też Coulson, którego też poddano liftingowi, ale ma on znacznie mniejszą rolę niż Fury.
Ludzie, to TYLKO FILM!
Z pewnością wielu się w Cpt.Marvel doszuka przekazu politycznego (i jeśli nie będzie się z nim zgadzać, zacznie atakować sam film). I w sumie byłoby to uzasadnione bo przecież same komiksy były zawsze odzwierciedleniem naszej rzeczywistości (mutanci, x-meni jako metafora walki z rasizmem itp.itd.), tak też jest w przypadku ostatnich filmów i tak będzie. Ja polecam jednak się czasami od tego odciąć i spojrzeć na każdy film jak na zwykły film. Po prostu film.
Podsumowując…
Koniec końców, fabuła spoko, aktorsko bardzo dobrze, efekty specjalne bardzo si i w odróżnieniu od Czarnej Pantery, chętnie obejrzę Cpt.Marvel w domu.
Czy musisz iść na to do kina?
Jak już wspomniałem, wizualnie wygląda to bardzo ładnie, choć nie ma tu wielkich bitew w stylu Wakandy w Infinity War. Niemniej jednak, już zaraz mamy Endgame, więc warto to obejrzeć, bo wątpie by do tego czasu Cpt.Marvel wyszło na DVD…
Czy można na to pójść z dzieckiem?
Bez problemu. Owszem są tu walki na pięści, gdzieś ktoś umiera ale bez rozlewu krwi, więc jeśli twoje dziecko widziało choćby poprzednie filmy to tu nie będzie żadnego szoku, a fabuła nie jest też tak zagmatwana by 8-letnie dziecko nie ogarnęło.
Ojciec nerd. Fan szeroko pojętej fantastyki. Od Gandaharu po Trylogię Thrawna. Entuzjasta machania mieczem świetlnym. Korposzczur.