W okresie każdego ojca przychodzi moment kiedy jego wiedza nt.dinozaurów po raz kolejny w życiu wyskakuje do góry. Zgodnie z wykresem poniżej.
Na fali podjarki wielkimi jaszczurami przez ostatnie parę miesięcy Zosia miała okazję pobawić się w małego archeo…tfu! paleontologa, a dziś w końcu możemy wam powiedzieć, które się nadają na prezent, które są fajne, a które do bani (mocne słowa!).
Co to jest?
Trzy z czterech przedstawionych niżej dinozaurów to „szkielety”, które składamy. Wszystkie natomiast wydobywamy z gipsu za pomocą dłutka i młoteczka, choć zdecydowanie łatwiej jest wymienić go na jakiś większy kamień. Do zestawów jest dołączony również pędzelek, wszak prawdziwy paleontolog nie tylko macha młotkiem, ale czasami wypędzlowuje pył z kości!
Do porównania ich rozmiarów, żebyście mieli jako tako pojęcie, wspomogliśmy się 12-centymetrowym Dr.Grantem z Parku Jurajskiego!
Na pierwszy ogień poszła czaszka Triceratopsa firmy SMIKI, która jest generalnie marką własną SMYKA.
Czaszka jest jak widać w wielkim „kamieniu” gipsowym, ten z kolei jest ofoliowany, gwarantuje to, że w samym pudełku to się nie rozpadnie.
Czaszka wygląda super! Do zestawu dołączona jest podstawka z nazwą potwora i szczerze mówiąc, gdyby ktoś mi powiedział, że to eksponat kupiony w brytyjskim Musem Historii Naturalnej to bym uwierzył! Zamiast u dziecka w pokoju mogłoby stać na biurku CEO.
Czaszka nie jest anatomicznie poprawna bo to jeden solidny kawałek włącznie z żuchwą, ale i tak prezentuje się okazale. Jednocześnie to, żę to JEDEN element jest malutkim minusem, bo okazało się, że jeśli dobrze uderzyć w odpowiednie miejsca, to gips rozpada się na duże kawałki, przez to sama zabawa w „odkopywanie” jest zdecydowanie krtótsza niż w przypadku kolejnych recenzowanych egzemplarzy.
W kolekcji teoretycznie są jeszcze 3 inne, choć w moim SMYKU ich nie było…
Cena: 29,99 zł, mi się udało na promocji za 24,99 zł.
Na drugi rzut poszedł Triceratops serii „Dr. Steve Hunters” firmy Geoworld.
Podobna zawartość – kliocek gipsu i zestaw dłutko/młoteczek + pędzelek, które niestety są plastikowe przez co wyglądają naprawdę tandetnie.
Sam Dinozaur – równie plastikowy. Nie byłoby to nawet takie złe, nie oczekuję wykonania z kości czy stali, ale kolorystyka (odbiegająca nieco od tego co widzimy na pudełku) po prostu oddaje w pełni materiał. Na plus fakt, że części są dobrze wykonane, nie ma błędów produkcyjnych i łatwo się składa (w zestawie jest całkiem pomocna instrukcja). Można obracać czaszkę i ruszać szczęką gada.
Wymagał jednak kleju – czaszka składa się z lewej i prawej strony (znowu anatomiczna poprawność lesci do kosza!) i obie części niezbyt się siebie trzymały…
Swoją drogą seria Dr. Steve Hunters jest bardzo okazała i jest z czego wybierać!
Cena: 24,99 zł w lokalnym sklepie.
Następny w kolejce – Tyranosaurus Rex!
Król dinozaurów, znowu od Smyka (czy Smiki jak kto woli), tym razem jednak w wersji pełnego szkieletu!
Mieliśmy z Zosią sporo zabawy z T-Rexem choć nie wszystko nam się udało!
Oprócz przewodnika, klocka gipsu i narzędzi jest tu jeszcze zestaw farbek oraz plastikowa forma na podstawkę! I to jest fajna gratka, bo zebrany z kości gips można ponownie wykorzystać – sproszkować, dolać nieco wody, wlać do plastikowej formy, pomalować i mieć podstawkę dla szkieletu! …przyznam, że 2x z Zosią próbowaliśmy i nam nie wyszło, może za dużo wody wlewaliśmy, może za długo na słońcu wysychało, nie wiem, spróbujemy któregoś jeszcze raz by uzyskać efekt podobny do tego na pudełku!
Sam szkielet prezentuje się okazale, delikatnie odbiega od kolorystyki z pudełka ale nie jakoś drastycznie. Możliwe są ruchy czaszki (która tutaj również wymagała klejenia) i szczęki.
Cena: 24,99 zł
Na koniec znowu Triceratops (cóż mogę powiedzieć, Zosi ulubione…), znowu od Smyka jednak w innej wersji.
Jak się okazuje, T-Rex to chyba jakas wersja specjalna, natomiast tutaj mamy jakby standardową serię w skład której wchodzą 4 dinozaury.
Ten szkielet był dla mnie totalnym rozczarowaniem. Przede wszystkim spodziewałem się dinozaura +/- skali T-Rexa, a okazał się mniejszy niż Triceratops Steve Hunters’a. Po drugie, malowanie mimo iż nie krzyczy plastikiem jak pierwszy szkielet triceratopsa, to mimo to rozczarowuje w porównaniu z T-Rexem, a to przecież ta sama firma! Po trzecie – instrukcja o kant tyłka rozbić!
Po czwarte – błędy w produkcji – musiałem w jednym miejscu wycinać plastik by elementy do siebie pasowały. Po piąte – chyba w czterech miejscach musiałem posilić się klejem, bo kości się nie trzymały całości.
…no i finalnie chyba był to najdroższy dinozaur. Odradzam. Biorąc to wszystko pod uwagę polecam już bardziej Steve Hunters’a.
„Kolekcja” składa się z 4 dinozaurów.
Cena: 29,99 zł. Za dużo.
Koniec końców Zosia zapytana co jej się z tej czwórki najbardziej podoba miała nieco problem z decyzją, bo wszystkie się jej podobają ale „najbardziej to czaszka bo ona jest taka duża, że tak jakby znaleźć prawdziwego małego dinozaura w piasku i go odkopać to by był taka czaszka maluteńka.”
Wypowiedź zachowano w jej oryginalnej formie.
Na rynku są jeszcze inne szkielety dinozaurów, cześć z nich wg.opakowania świeci w ciemności – nie mieliśmy jednak z Zosią okazji ich jeszcze przetestować. Może kiedyś. Mam nadzieję, że jednak trochę pomogliśmy – Zosia bawiła się przy swoich świetnie choć czasem wymagała pomocy ze strony dzielnego i mądrego taty. Tak, to ja. Sam się chwalę!
Ojciec nerd. Fan szeroko pojętej fantastyki. Od Gandaharu po Trylogię Thrawna. Entuzjasta machania mieczem świetlnym. Korposzczur.