Pierwotnie ten wpis miał byc zatytułowany Horrory dla Rodziców, ale po burzliwej dyskusji z zespole postanowiłem zrobić z tego coś innego aczkolwiek zbliżonego.
O co chodzi?
A no w sumie o filmy, w ktorych bohaterem jest rodzic. Bohaterem w każdym sensie tego słowa, bo mam tu na myśli nie tylko bycie główną postacią ale i osobą, na której barkach jest życie dzieci czy całej rodziny.
Ciężko tu mówić o całym nowym gatunku filmowym, choć trzeba przyznać, że niektóre z nich łączą pewne cechy wspólne. Jednocześnie – te filmy mogą przerazić. Ale nie muszą. Mnie w każdym razie przynajmniej dwa z nich potrafiły przyprawić o szybsze bicie serca. Nie chodzi tu o wylewającą się z ekranu krew czy zwykłą brutalność. Mam tu raczej na myśli strach związany z sytuacją w jakiej się postacie znalazły. W tych filmach rodzic jest w pełni odpowiedzialny za przeżycie rodziny i w każdym przypadku jest to człowiek zwyczajny. Nie tylko bez supermocy, ale w ogóle bez jakichś nadzwyczajnych umiejętności, które w sytuacji kryzysowej byłyby nieocenione – patrz – Uprowadzona z Liamem Nessonem – jakby nie było, miał on tam zestaw umiejętności bardzo przydatnych do odbicia córeczki z rąk porywaczy. Przy tym umiejętności rzadkich.
Przejdźmy do konkretów.
No Escape
Film najbardziej zwyczajny w tym krótkim zestawieniu, bo nie ma tu żadnego elementu fantastycznego.
O co chodzi?
Jack Dwyer (w tej roli znany z komedii Owen Wilson) znajduje się z powodów zawodowych wraz z rodziną w jakimś hotelu w nieokreślonym kraju azji pd.-wsch., w którym dochodzi do przewrotu, zabóstwa premiera i zasadniczo przy okazji poluje się na amerykanów.
W tej sytuacji Jack wraz z żoną muszą uciec, dbając o to by ich córeczkom (ok.4-7 lat) nic się nie stało. Każdy kto ma dziecko, wie jak ciężko czasami ogarnąć w domu swoje maleństwo. Wyobraźcie sobie to samo w kraju objętym wojną, ktorego nie znacie, nie macie co liczyć na pomoc z zewnątrz czy jakąkolwiek odsiecz wojsk amerykańskich. Metry od waszej kryjówki przebiegają bojówki z karabinami, twoja mała córeczka dygocze ze strachu jednocześnie sikając pod siebie, a ty usiłujesz znaleźć bezpieczne miejsce po drugiej stronie ulicy. Taki scenariusz jest straszny dla pojedynczej osoby, a co dopiero dla rodziny. Dla mnie horror, choć to li „tylko” thriller. Niemniej polecam.
Bird Box (u nas jako „Nie otwieraj oczu”)
O tym filmie było swego czasu nieco głośno, ale to chyba zasługa Netflixa i tego, że w roli głównej mamy Sandrę Bullock, bo nie ma tutaj niczego jakoś specjalnie szokującego.
Ni stąd ni zowąd na świecie ludzie masowo popełniają samobójstwa, okazuje się, że to przez jakieś dziwne „coś” co zobaczyli i co ich do tego popycha. Nikt nie jest w stanie tego wystarczająco wytłumaczyć, niemniej przez to jeśli chcesz przeżyć, musisz unikać choćby spojrzenia na „to”. Najlepiej zasłonić oczy opaską. Sandra Bullock dba przy tym o dwójkę dzieci, to na niej spoczywa odpowiedzialność wychowania dzieci w innym świecie. Całość nieco trwa bo widzimy na przestrzeni czasu jak dzieci dorastają i przystosowują się do otaczającego ich świata.
Nie jest to dla mnie film aż tak przerażający jak „No Escape” ale i tak ciekawy i warty obejrzenia.
Cisza (ang. Silence)
Nagle w USA dochodzi do ataków na ludzi, latających niby-nietoperzy, które są ślepe jak kret ale za to mają świetny słuch, więc ojciec rodziny (grany przez Stanleya Tucci) zabiera rodzinę i ucieka jak najdalej od miasta (bo tam jest najgłośniej). W międzyczasie muszą się patyczkować z innymi ludźmi, bo rzecz jasna – sami sobie jesteśmy największymi wrogami.
Czy straszne to? Dla mnie zupełnie nie, ale jakby nie było – zwykła rodzina w niezwykłej sytuacji.
A Quiet Place
Film Johna Krasinskiego, który nie tylko wyreżyserował całosć ale też napisał i zagrał ze swoją żoną Emily Blunt główne role. Nieco podobny w swoim założeniu fabularnym do „Ciszy”, ale znacznie lepiej wykonany.
Tu na samym początku już zastajemy świat opustoszały ze zwierząt i ludzi, bo przetrzebiła je rasa pozaziemskich istot, które są kuloodporne, ślepe ale ze świetnym słuchem. Nie są to jednak chmary netoperków, ale wielkie bydlaki wielkości lwa. W takim otoczeniu 5-cio osobowa rodzina Abbott’ów stara się przetrwać. Już na samym początku film porywa, potem nieco zwalnia tempa aby pod koniec trzymać mocno w napięciu. Teoretycznie horror, ale aż tak daleko bym nie poszedł, paznokci przez Quiet Place nie obgryziecie ale też przerywać nie będziecie chcieli.
Ponoć pisana jest kontynuacja.
Train tu Busan (u nas jako „Zombie Express”)
Dostępny aktualnie na Netflixie, jest bardzo dobrze wykonanym zombie filmem z Korei Pd.
Ojciec podróżuje ze swoją (ok. 5-letnią) córeczką pociągiem do jej matki, podczas gdy w kraju wybucha zombie apokalipsa. I to ta gorszego rodzaju, więc nie są to powolne umarlaki, które po prostu ominiesz na ulicy zanim cię dorwą, a raczej szybkie, zdeterminowane kreatury niczym z „28 Dni Później” czy „World War Z”.
Główny bohater nie jest żadnym Rambo, tylko zwykłym menagerem, który musi za wszelką cenę ocalić swoje dziecko przed krwiożerczymi bestiami. Większość akcji ma miejsce w pociągu (szok!), więc i możliwości są nieco ograniczone. Nie każdy lubi tematykę zombie, ale jeśli nie masz z tym problemów to gorąco polecam, bo jak tylko zaczyna się akcja to film wbija w fotel do samego końca. Po „No Escape” to dla mnie drugi najlepszy film tej listy.
Jako ciekawostka – jest też prequel anime Seoul Station, w 2020 wyjdzie kolejny prequel (tym razem aktorski film) pt. Peninsula, a w planie jeszcze kontynuacja, a także amerykański remake bo przecież amerykanie mają problem z nadążaniem jednocześnie za akcją i napisami. Zanim jednak on powstanie OBEJRZYJCIE ORYGINAŁ.
Wszystkie te filmy powstały w ciągu ostatnich kilku lat. Oczywiście jakby sięgnąć głębiej to znaleźlibyśmy pewnie i inne filmy, w których to rodzice są bohaterami ratującymi dzień, jednak jakoś oprócz klasycznego Ducha (ang. Poltergeist z 1982 r. – oryginał znacznie lepszy od remake’u z 2015 r.), o którym tu już nie pisałem, to nic mi innego nie przychodzi do głowy.
…a na zakończenie…
Mom and Dad
Zupełnie odwrotna sytuacja jako bonus. Dostępny na Netflixie, główne role ma tu Nicholas Cage i Selma Blair, jako rodzice nastoletniej córki i jej młodszego brata.
Ni stąd ni zowąd w kraju wybucha…chciałoby się znowu powiedzieć „apokalipsa zombie” ale to raczej wariacja na ten temat, bo z niewyjaśnionych przyczyn wszyscy dorośli odczuwają nieodpartą potrzebę zamordowania własnego potomstwa. Nikogo innego. Nie sąsiadów, nie inne dzieci. Tylko własne. Przy czym oprócz tego są w pełni zmysłów, gadają ze sobą i funkcjonują jako tako.
Chwilami jest ostro i brutalnie, a chwilami niemal komicznie.
Przykłady? Ano jest scena porodu, której nie opiszę, ale sadystycznie pzostawię wam resztę ciekawości i wyobraźni. W innej scenie na oddziale porodowym ojcowie niczym zahipnotyzowani wpatrują się przez szybę w maluszki na sali noworodkowej (ojcowie roku!) ale jest też scena gdy dwóch rodziców kłóci się nt. zagrożeń dla dzieci związanych z posiadaniem broni palnej w domu…podczas gdy próbują ukatrupić własne!
Jeśli potraficie do takich tytułów podejść z dystansem i przymrużonym okiem to polecam. Tym bardziej, że…który rodzic czasami nie miał ochoty udusić własnego dziecka? 😉
Ojciec nerd. Fan szeroko pojętej fantastyki. Od Gandaharu po Trylogię Thrawna. Entuzjasta machania mieczem świetlnym. Korposzczur.