MEWY Zielonej Sowy!

Wakaje ruszyły już oficjalnie, choć w domu wielu z nas siedzi już od kilku miesięcy! Mimo sytuacji covidow’ej plaże zaczęły się zapełniać turystami, a mi w ręce wpadł tytuł mocno tematycznie związany z plażingiem, a raczej biznesem plażowym – MEWY!

Dobra dobra Miket, konkret co to jest, bo ładnie wygląda!

…No właśnie, mój wzrok już na początku przykuła bardzo fajna okładka gry – ilustracje stworzyła Patrycja Fabicka, której prace sobie wygooglowałem, ma dziewczyna talent! Nie na okładce poprzestała, bo zawartość też graficznie ogarnęła.

A co w środku? W sumie bez jakiejś rewolucji, mamy tutaj instrukcję, karty do gry i 28 dwustronnych żetonów.

 

Karty dzielimy na 3 rodzaje:

  • karty domków
  • karty plaży (pustej i z kamieniami)
  • karty mew

Żetony z kolei są z jednej strony kamieniami, a z drugiej butelkami/muszelkami/bursztynkami.

Jak już wspomniałem – wygląda to wszystko bardzo ładnie, kolorowo i przykuwa wzrok! Karty są dobrej jakości, śliski materiał, a żetony są grube i solidne, choć nie niezniszczalne, bo jeden doznał uszczerbku na jakości po tym jak moja najmłodsza postanowiła sprawdzić go pod względem smakowym – czy był dobry, nie wiem, młoda jest nienajlepszym rozmówcą.

Gra jest przeznaczona dla 2 graczy i wg. pudełka rozgrywka trwać może od 20-30min. I cholera, nie mogę się do tego przyczepić bo sprawdzałem!

Ok, ale nie po okładce się grę ocenia, jak się trzyma kupy cała rozgrywka?

Przechodzimy do sedna. W moim odczuciu to bardzo szybka gra…co może dziwnie brzmi, jesli weźmiemy pod uwagę, że jedna rozgrywka trwa od 20-30 min. Dlaczego? Tu muszę nieco wejść w mechanikę partii.

Jak w to się gra?

W MEWACH każdy z graczy buduje swoją plażę. Składa się ona z rzędu domków, rzędu plaży (pustej lub kamienistej) i mew na falochronach.

Każdy z graczy w trakcie rundy dostaje 3 losowe karty z zakrytego Stosu kart. Pierwszą z nich zachowuje, drugą odrzuca na stos kart odrzuconych, a trzecią oddaje przeciwnikowi. Gdy każdy to zrobi (jednocześnie), wówczas oboje odsłaniają to co zachowali i to co dostali, po czym dokładają te karty do swojej plaży (jeśli mogą, czasami może być że nie będą mogli). Zrobili? Ok, to znowu, po 3 karty dla każdego i znowu podejmujemy decyzję – co zostawiamy, co odrzucamy, co oddajemy.

Jaki to ma sens? Quo vadis plażowiczu?

W grze chodzi o zdobycie finalnie jak największej ilości punktów, co w sumie jest banalne i genialne. Dostaniesz 5 punktów za każdy zestaw 3 domków w rożnych kolorach obok siebie, a 1 punkt za każdy domek w tym samym kolorze leżący obok siebie. Więc jeśli masz obok siebie domek niebieski, czerwony i zielony to dostajesz za to 5 ptk. Za 3 niebieskie domki obok siebie tylko 3 ptk. Łatwe? Łatwe!

Oprócz tego Do każdej kamienistej plaży dokładasz kamyczki (to te niejadalne żetony o których mówiłem). Na koniec rozgrywki odwracasz te, które masz i podliczasz dodatkowe punkty, inaczej są bowiem punktowane znajdujące się pod nimi przedmioty. Aha tytułowe MEWY odejmują 2 punkty za każdą kartę. Można się ich pozbyć ale trzeba je odstraszyć kamieniami (czyt. odrzucić kamienie na stos), a przypominam, że te nam na koniec gry dodają punkty!

Ważne info – wszystkie domki mają cyferkę w narożniku – domki układamy cyframi ROSNĄCO. Może być plaża np. z domkami nr 1/3/8/13. Co jednak istotne, jeśli już wstawimy obok nr.1, domek nr.3 i nie zostawimy między nimi miejsca, to już nie będziemy mieli szansy wsadzić tam nr.2! Jest więc tu element strategii.

Oprócz tego można sobie nieco podkręcić trudność rozgrywki, co zaproponowano w instrukcji do gry! — sama zresztą INSTRUKCJA została napisana logicznie, nie musiałem się niczego domyślać, ale też nie spędziłem nad nią 30 minut.

Wracając więc do czasu i samego stylu gry – z małym dzieckiem, jest to bardzo losowa i raczej powolna gra, choć sam grałem z 5-letnią Zosią (wiem, wiem gra jest od lat 6…). W każdym razie jej się podobało, chwaliła domki i ptaszki i za pierwszym razem spędziliśmy z MEWAMI chyba 1,5h (dokładnie 3 rozgrywki).

Z osobą starszą, czy – nazwijmy to – bardziej kumatą, to już inna para kaloszy. Tu każdy raz dwa ogarnie zasady i gdy tylko gracze dostaną swoje 3 karty to błyskawicznie kalkulują i rozdzielają karty, choć u mnie nie obyło się bez sytuacji typu:

-…no co tak wolno, dawaj tę kartę!
-cicho bądź, liczę punkty! Nie wiem co ci dać żeby bardziej zaszkodzić!

W takiej bardziej dynamicznej rozgrywce robiliśmy partię nawet w 15 minut. Wydawać by się mogło, że to i tak dużo czasu zważywszy na niewielką ilość rzeczy do wykonania przez graczy, ale trochę zajmuje przelecenie przez całą talię.

Nie wiem, czy to gra na plażę, ze względu na ciągłe wiatry szczególnie nad naszym Bałtykiem (to jednak tylko karty…) ale z pewnością już na wakaje jako takie. I dla dorosłych i dla dzieci. Te ostatnie jedyne co na dobrą sprawę muszą ogarniać to cyferki.

Do czego bym się przyczepił to jakoś pudełka, które jest miękkie i lekkie, a sam lubię twardsze i cięższe, jednak wiem że to moja osobista fanaberia, a dzięki takim zabiegom MEWY jako gra za 20-30zł to naprawdę lekki dla kieszeni wydatek 🙂

Podsumowując

Już sporo w to pograłem i nawet sama Zosia potrafi ni stąd ni zowąd zapytać czy pogramy w MEWY, stąd też mogę jednoznacznie polecić zakup!

Czy gra jest odpowiednia dla dzieci? Bardziej się chyba nie da!

Czy są treści kontrowersyjne? Trzeba chyba nie mieć dystansu do życia by widzieć temat kontrowersyjny w grze z mewami 😉

Tytuł: MEWY
Autor: GrAlutka
Ilustracje: Patrycja Fabicka
Wydawca: Zielona Sowa
Wiek: 6+ (choć już z 5-latką można zagrać:))
Liczba graczy: 2
Czas: ok. 20-30 minut (we dwie osoby nawet 15 minut)

…a Zielonej Sowie dziękuję za egzemplarz recenzencki!

One comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *